Pasja wg św. Łukasza
Skoro w Wielki Piątek – musi być o Pasji. Nie tylko z powodu kalendarza liturgicznego kościoła rzymskokatolickiego, ale dlatego, że to utwór centralny w twórczości Pendereckiego, pewnie też utwór najważniejszy, wszystko właściwie liczy się do tego momentu i od 1966 roku. Kompozytor jest wtedy w wieku chrystusowym, Polska obchodzi tysiąclecie chrztu, kariera międzynarodowa nabiera rozpędu, w życiu prywatnym – trzęsienie ziemi: rozwód, ślub, narodziny syna… Łukasza.
Tak jak dla Polskiego Requiem odniesieniem było dzieło Mozarta, tak w przypadku Passio et mors Domini Nostri Iesu Christi secundum Lucam – były Pasje Bacha. Wzór i wyzwanie dla każdego kompozytora. Penderecki się odważył, nawiązał do tradycji, ale i nakreślił nowe muzyczne szaty, wygrał z Piłatem, krytyką i publicznością. Prawykonanie w katedrze w Münster było wielkim wydarzeniem, każde powtórzenie wywoływało u słuchaczy niesamowite wrażenia, recenzenci klęczeli na kolanach.
Penderecki spytany po prawykonaniu, czy nie bał się zmierzyć z Bachem odpowiedział: „Myślę, że byłem za młody, żeby zadrżała mi ręka. Po prostu nie zdawałem sobie sprawy, na co się porywam.”
Użyciem motywu czterech nut, układających się w nazwisko mistrza z Lipska, twórca Pasji oddaje mu piękny hołd po ponad dwustu latach.
W partyturze wpisuje dedykację: mojej żonie Elżbiecie.
Krzysztof Penderecki i Elżbieta Penderecka, Wyspa San Giorgio Maggiore, Wenecja, 1966 rok, fot. z oficjalnej strony kompozytora
Pozamuzycznie Pasja dopisała komentarz do listu biskupów polskich do biskupów niemieckich z listopada 1965 roku ze słynnym zdaniem „przebaczamy i prosimy o przebaczenie”.
Nagroda finansowa Nadrenii-Północnej-Westfalii pozwoliła kupić Pendereckiemu wymarzonego Mercedesa…
Słuchacze, którzy mieli okazję posłuchać Pasji na żywo, szczególnie w kościele, opowiadają często o teatralnym odczuwaniu muzyki, choć przecież nie jest to forma inscenizowana i nie przypomina wielkopiątkowej Drogi Krzyżowej. Pomaga temu z pewnością olbrzymi aparat wykonawczy, rozmieszczenie czterech chórów (w tym jednego chłopięcego), zwyczajowe umieszczanie Ewangelisty na ambonie, realistyczne okrzyki i lamenty zderzone z podkreślającymi dramaturgię niskimi brzmieniami instrumentów dętych, niczym w dobrym filmie i w dobrym kinie. Kompozytor bardzo cieszył się z takich reakcji: „Chodziło mi o to, aby widz poprzez napięcie i dramatyzm muzyki został włączony w sam środek wydarzeń, jak w średniowiecznym misterium, gdzie nikt nie stał z boku.”
Pendereckiemu z pewnością pomogło doświadczenie z komponowania muzyki do spektakli teatralnych, Jerzy Jarocki wspominał w jednym z wywiadów, że autor Pasji był znakomitym dramaturgiem i świetnie rozumiał materię teatralną. No, ale jeśli ktoś zdobywa takie doświadczenia w Teatrze Starym w Krakowie u boku Konrada Swinarskiego przy Nie-Boskiej komedii Krasińskiego (1965), to trudno, aby nie przeniósł tego do swojej twórczości muzycznej. Podczas wizyty w katedrze, w której miało się odbyć prawykonanie utworu zorientował się, że pogłos trwa tam aż dwanaście sekund (!) i dlatego nie zdecydował się na późnoromantyczne brzmienie orkiestry (znane z późniejszych utworów, takich jak Siedem bram Jerozolimy czy Credo), tylko pozwalał każdej części i każdemu fragmentowi odpowiednio wybrzmieć.
Tekst łaciński był wyborem raczej oczywistym i uczynił z Pasji kompozycję uniwersalną w czasie i przestrzeni. Nawiązanie do tradycji widoczne jest także w podziale całej opowieści o męce Pańskiej na dwie części – do wyroku skazującego Chrystusa i do śmierci na krzyżu. W muzycznej warstwie utworu Penderecki wykorzystał wszystkie dotychczasowe doświadczenia w zakresie operowania nowoczesnym instrumentarium i dzięki glissandom oraz niekonwencjonalnym sposobom gry na instrumentach smyczkowych, niskim tonom instrumentów blaszanych oraz charakterystycznemu użyciu perkusji, podkreślił dramaturgiczną narrację opowieści o męczeństwie i śmierci Syna Bożego. Do tradycji światowej nawiązują jasne akordy Glorii i Domine, do polskiej – cytat z pieśni wielkopostnej Ludu mój ludu, cóżem ci uczynił.
Chrystus Seraficki Stanisława Wyspiańskiego (witraż w Muzeum Archidiecezjalnym w Katowicach)
W 2012 roku w podkrakowskiej Alwerni odbył się bardzo ciekawy koncert-spektakl, podczas którego wykonano Pasję Pendereckiego w „inscenizacji” Grzegorza Jarzyny. Wykonawców umieszczono pośrodku dużej i nowoczesnej hali zdjęciowej, śpiewakom i chórzystom „zaklejono” usta, widzów rozmieszczono naokoło, aby jeszcze mocniej ustawić ich w roli uczestników misterium, a na sklepieniu wyświetlano specjalnie przygotowane wizualizacje. Ale najciekawszym pomysłem było to, że poproszono samego kompozytora, by słuchając własnego utworu pod własną batutą zilustrował na kartach papieru swoje emocje i wykres fal mózgowych zarejestrowanych za pomocą encefalografu, co miało wprost nawiązać do Polymorphii, wcześniejszego awangardowego utworu kompozytora.
Krzysztof Penderecki kreśli wykres swoich emocji podczas słuchania ‘Pasji’, Alwernia, 2012 rok (stopklatka z nagrania)
Szkoda, że nie powstała długo zapowiadana druga Pasja wg św. Jana łącząca biblijne wersety z tekstami Bułhakowa i Dostojewskiego. Byłaby to tym razem narracja ekumeniczna, jak planował sam Penderecki. Choć w polskiej muzyce znalazł się godny następca tej muzycznej tradycji – Paweł Mykietyn – który skomponował Pasję wg św. Marka w 2008 roku.
Polecam Państwu w tych samotnych dniach posłuchać tego paschalnego tryptyku: Bachowskiej Pasji wg św. Mateusza, potem Pasji Łukaszowej i na końcu – tej najnowszej, w której historia śmierci Jezusa opowiedziana jest… od końca.
„W Tobie Panie pokładam nadzieję.”
Andrzej Łaciak
#MistrzPenderecki