O wielkiej Artystce będę Wam dziś prawił. Biję się w piersi, ze wstydem przyznając, że stanowczo za późno o niej piszę, że już dawno powinienem jej postać do Diariuszawrzucić. Ale wiecie, jak to jest: krótka pamięć, wiele innych kulturalnych wydarzeń wartych natychmiastowego opisania i skomentowania jest. Aż doszło do tego, że Artystka sama mi o swoim istnieniu przypomniała, krótkim występem. W jakże bliskim mi Klubie Kazimierz, działającym przy Krakowskim Forum Kultury, przy innej okazji. Zaśpiewała za friko. Zaprosił ją do tego spotkania Mistrz, Zygmunt Konieczny. Gdy ją na scenie zobaczyłem, postanowiłem w końcu kilka słów skreślić. I to jak najrychlej. Dołączyłem ten obowiązek nawet do własnych, noworocznych postanowień. To akurat, w przeciwieństwie do wielu innych, czym prędzej wypełniam.
Artystka Jaga Wrońska zasługuje bowiem na opisywanie, na ochy i achy, zachwyty publiczności i krytyków, na zdecydowanie większą sławę i pieniądze. Doczekało takich sukcesów wiele innych pseudo-gwiazdeczek szołbiznesu, niedysponujących ani walorami głosowymi, ani aktorskim talentem, ani instrumentalnymi możliwościami, ani nieprzeciętną artystyczną inteligencją. Jaga Wrońska wszystkie te gwiazdy w tyle za sobą pozostawia, choć wielka sława jeszcze za nią nie kroczy.
Kimże Jaga Wrońska jest? I dlaczego na osobny felieton Pana Dariusza zasługuje? Już Wam wyjaśniam. Z Janem Poprawą, człekiem wielkiej muzycznej znajomości, autorytetem wyszukującym młode talenty i z tego znanym, po jednym z Wrońskiej występów w Jaszczurach, doszliśmy do wniosku, że z tej dziewczyny „coś będzie”. Było to kilka dekad temu (lata 80). I nic a nic w naszej ocenie potencjału scenicznego Jagi Wrońskiej się nie zmieniło.
Najczęściej kojarzona jest z Piwnicą pod Baranami. Ale nie tylko tam swój nieprzeciętny talent ujawniała i ujawnia. Wiele lat związana była z kultowym krakowskim kabaretem Loch Camelot, wiele pięknych nut i mądrych tekstów wyśpiewała w krakowskich Jaszczurach czy Rotundzie. No, wszędzie jej było pełno i jest. Także w szkołach, gdzie uczyła języka polskiego. Takie talenty nie rodzą się z byle czego. Rodzą się w wielu przypadkach z młodzieńczych fascynacji i osobistych aspiracji. Któż z Was, muzycznie i młodzieńczo wychowanych, nie chciał być takim, jak Elvis Presley, Michael Jackson, Madonna, Paul McCartney czy nawet Mozart z Chopinem razem wzięci? Któż z Was nie chciałby takiej sławy i ponadwiekowej popularności doczekać?
I młodą Wrońską ambicje dopadły. Zobaczyła inne zjawiska. I zjawiskiem artystycznie podobnym być postanowiła. Do Ewy Demarczyk, Edith Piaf, Mireille Mathieu. Tak to się zaczęło. Czarne sukienki, kolorowe szmatki, szaliczki i inne atrybuty artystycznej kobiecości i inności. Wybaczcie, ale w tych sprawach więcej Wam pisał nie będę, gdyż byłoby to nierzetelne dla Pana Dariusza, który jest uosobieniem męskości w męskości i z trudem pojmuje wiele zachowań i ubiorów kobiecości w kobiecości. W każdym razie, nasza Wrońska postanowiła się, wzorując na innych, stroić do wszelkich występów po swojemu. Przez modowy atrybut, szaliczek, sukieneczkę, kolor, a nawet sposób nałożenia na ciało. Do tego artystycznego anturażu dodała też możliwość i umiejętność śpiewania w językach: francuskim, niemieckim, rosyjskim, ukraińskim, hebrajskim, romskim, w jidysz, a nawet we lwowskim bałaku. Stała się artystką globalną, jak najbardziej. I dostrzeżoną na koncertach, których – w ramach występów grupowych i indywidualnych – słuchano we Francji, Anglii, Niemczech, Szwajcarii, Węgrzech czy Ukrainie. Od wielu lat talent naszej Edith Piaf, zwanej pod Wawelem „Wróbelkiem Krakowskim” (Edith Piaf była „La mome Piaf”, czyli „Małym Wróbelkiem”), doceniają inni wielcy. Muzykę do nieprzeciętnego talentu głosowego i scenicznego Wrońskiej piszą m.in. Zygmunt Konieczny, Ewa Kornecka, Andrzej Zarycki, Janusz Grzywacz, a tekstami wspierają m.in. Józef Baran czy Monika Partyk. Większość z nich z Krakowem jest związana, niemniej także w Warszawie i kulturalnej Polsce są to postaci znane i szanowane.
Jaga Wrońska ma tę wspaniałą cechę, że jak już na scenę wejdzie, jak publiczności się ujawni, jak zacznie śpiewać, to Ona nad tą sceną panuje. A publiczność od wyśpiewanych przez Wrońską pierwszych wersów i głosu już wie, że przez najbliższych kilka, kilkadziesiąt minut będzie miała na tym koncercie z wielką sztuką i wielką artystką kontakt. Wyszperajcie na jutubie takie choćby pieśni, jak Dziewczyna w czerwonej sukience, Viva l’arte czy Żegnaj mi, Krakowie, a uszanujecie powód mojego noworocznego postanowienia, że trzeba więcej pisać, słuchać, podziwiać Jagę Wrońską. Jej żar i czar śpiewania, jej głosowy potencjał, jej sceniczny i jak najbardziej naturalny talent. Od pierwszych do ostatnich minut koncertu porywający publiczność.
Jak sama przyznała w jednym z wywiadów, była w dzieciństwie nieśmiała, wrażliwa, zafascynowana innymi gwiazdami ekranu, takimi jak Krystyna Loska czy Mireille Mathieu. Po obejrzeniu tej ostatniej, w swej dziecięcej naiwności, poszła do kościoła i modliła się: „Panie Boże, ja chcę śpiewać tak, jak ona.”
Jak wiecie, nawet Pan Bóg błądzić potrafi. Jagę Wrońską, ku mojemu zaskoczeniu, prowadzi dobrą drogą. Wierzcie mi.
Dariusz Łanocha