Bogactwo wspomnień o Piotrze jest ogromne. Sam napisałem o nim kilka piosenek i tekstów. Pierwsza piosenka pt. Blagier powstała w 1980 roku i jak sądzę była to w ogóle pierwsza piosenka jemu poświęcona.
Piotr był dla mnie od zawsze mistrzem wyobraźni twórczo interpretującej rzeczywistość.
Janina Garycka w 1997 roku w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” stwierdziła, że Piotr oczarował cały Kraków.
Czytając wspomnienia o nim, można powiedzieć, że każdy ma swoją opowieść o Piotrze.
W natłoku rozmaitych relacji mylą się wspomnienia i daty, te same fakty są przedstawiane trochę inaczej, zwłaszcza, że często były ubarwiane przez Piotra i przez nas samych. To oczywiste, że wydarzenia w relacjach różnią się między sobą, jednak gdyby tak nie było, to jedynymi prawdziwymi opowieściami byłyby roczniki statystyczne, w których wszystko jest dokładnie wyliczone. Wspomnienia są zawsze ulotne, tak jak upływające lata.
Takim właśnie ulotnym wspomnieniem jest jesienny wieczór w 1980 roku, podczas którego rozmawialiśmy bez końca. Piotr opowiadał o paryskich spotkaniach z mężczyzną w zielonej rękawiczce, który pojawiał się niespodziewanie w różnych miejscach i natychmiast znikał. Mężczyzna ów był łudząco podobny do obejrzanego przez niego w Luwrze portretu. Po powrocie do domu z przejęciem opowiedziałem o wszystkim mojej żonie. Halina uśmiechnęła się – rzeczywiście wspaniałe, ale jakieś znajome, Piotr czasem mówi o bohaterach książkowych, jakby to byli żywi ludzie.
Jestem przekonany, że szukając wśród stosów książek zalegających na naszych regałach, znaleźliśmy wtedy źródło Piotrowej inspiracji. Nie było więc to autentyczne wydarzenie, ale świetnie przedstawiona fabuła. Powiem wręcz, że opowieść Piotra brzmiała lepiej niż przeczytany fragment. Nie mogę sobie przypomnieć, skąd została zaczerpnięta. Może była to jednak wyłącznie impresja na temat sławnego obrazu Tycjana Mężczyzna z rękawiczką. Motyw rękawiczki w malarstwie i jej symbolika to temat-rzeka.
Z natłoku wspomnień pamiętam bardzo wyraźnie jeszcze jedno, wiążące się też z książką, ale już o znanym tytule.
W listopadzie 1984 roku zaśpiewałem w Piwnicy List z Paryża. To nie była delikatna i zabawna piosenka, lecz straszny, choć poetycki opis inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Francję. Następnego dnia czekał już na Piotra Skrzyneckiego dyżurny esbek.
– Panie Piotrze, co się tam u was wyprawia? Co to ma być? Co wy tam o jakichś́ pijanych Ruskich w Paryżu? Na to Piotr: – A Nostradamusa pan czytał? Esbek: – Nie czytałem. – No właśnie, a Nostradamus pisał, że ludy azjatyckie pójdą na Francję i o tym jest ta piosenka. Więc o co panu chodzi?
Piotra niezwykle inteligentne riposty były słynne. Z pozoru łagodne, lecz miały w sobie dużo gryzącej ironii.
I tak Nostradamus, XVI-wieczny astrolog, lekarz i wizjoner odegrał ważną rolę w obronie mojej zakazanej piosenki.
Dlaczego wspominam to właśnie teraz? Pandemia i wymuszona izolacja sprawiły, że zaczęliśmy z Haliną porządkować nasz duży, chaotycznie ułożony księgozbiór. Na półce albumów znaleźliśmy książkę, o której całkiem zapomniałem.
W latach 90-tych współredagowałem z Piotrem Dziennik Piwnicy pod Baranami. W listopadzie 1995 roku dostałem od Piotra prezent, bogato ilustrowaną Wielką Księgę Przepowiedni Nostradamusa.
Popatrzyłem teraz na dedykację, napisaną bardzo starannym jak na Piotra pismem: „Drogiemu współpracownikowi zawsze ten sam Piotr Skrzynecki”.
To chyba jeden z wielu kluczy do zrozumienia Piotra. „Zawsze ten sam”. Piotr się nie zmieniał, chociaż przyjmował wszystkie nowości z entuzjazmem, a czasem z rozbawieniem, jak wtedy, gdy z dumą oznajmił: „Wiesz, że w komputerze jest mysz?”. To my się zmienialiśmy, a on trwał.
Uparcie upiększał otaczającą nas rzeczywistość. Wobec zawirowań społeczno-historycznych, konfliktów, ludzkiej małości i naszych codziennych lęków nieustannie przekazywał swoją ufność w siłę godności ludzkiej.
(grafika na podstawie zdjęcia Sebastiana Kudasa)