O Mamma Mia! Ależ mi się zaśpiewało, gdy do Was i dla Was, i dla mas z radością piszę. O Mamma Mia! Ale co innego mogę zanucić, gdy w odtwarzaczu leci właśnie najnowsza płyta Abby Voyage.
Mam nadzieję, że wiecie, co to Abba jest. Zjawisko kulturowo tak znane, że choć prawie pół wieku minęło, wszyscy nadal znają Abbę. I Abbę kochają. Kto szlagierów Abby nie zna, ten wiecie, kim jest.
Abba, choć kilka lat po Beatlesach powstała, to jednak prawie tyle przebojów w świat upowszechniła, co Beatlesi. Znacie przecież na pamięć Gimme Gimme Gimme czy Dancing Queen. Sprzedała Abba ponad 300 milionów płyt, a to już jest sukces nie byle jaki. A wiecie na czym przewaga Abby nad innymi grupami polegała? Otóż na tym, że w twórczości swojej nadzwyczaj udanie połączyła muzycznie pokolenia. Świat muzyki w końcu lat 60. zmierzał w nieodkryte jeszcze rejony. Stonesi szaleli rockowo i bluesowo, Beatlesi kompozycyjnie, a dookoła byli wyznawcy muzyki tradycyjnej, słuchający w kraju nad Wisłą Ireny Santor i Jerzego Połomskiego. Blues już był, hard rock się rodził, polski big beat z Niemenem dopominał się o uznanie. Tak się zdarzyło, gdyż młode pokolenie doszło do wniosku, że dyskusyjne jest, iż tacy twórcy, jak Penderecki czy Strawiński są największymi muzykantami we Wszechświecie. Mocno dyskusyjna taka opinia jest.
Abba te dylematy rozwiązała. I świetnie muzykę bliską większości ludzkości, połączoną z koniecznością uwzględnienia klasyki, uzupełniła. Melodią i muzykantów ładnością. No, i cóż, że ze Szwecji – tak myślałem, gdy pedałowałem do kina Uciecha przy ul. Starowiślnejw połowie lat 70. wieku ubiegłego. Nie zawiodłem się koncertowo sfilmowaną Abbą, choć rockowcem z krwi i kości jestem.
40 lat minęło od ich rozpadu, a w moim kompakcie leci nowa Abba. Nieżyczliwie do tego pomysłu nastawiony byłem, No, bo czy Abba jest jeszcze muzycznemu światu potrzebna, Czy ona grosza warta? W świecie, w którym rapy, hip – siupy i disco polo dominują? Takie pytania sam przed sobą postawiłem. I mam odpowiedź. Jakaż miła niespodzianka. Szczerze absolutnie Wam obwieszczam, że nowa Abba muzycznie mnie pozytywnie zaskoczyła. Piosenka po piosence słucham nowej Abby i raduje mnie, że choć tylko 40 lat minęło, muzyka Abby nic a nic się nie zmieniła. Ona odkrywcza nie jest. Nowa Abba nie kombinuje na tej płycie po nowemu, tylko gra po staremu. Jak Abba. W każdym kawałku Abbę czuć, można Abbą pooddychać, jej melodiami się radować, przy tych melodiach przytulić się koniecznie trzeba. Posłuchajcie sobie choćby takich numerów, jak When you danced with me czy Don’t shut me down, a wstaniecie ze starczych foteli i muzyką Abby radować się będziecie. Oraz bawić przy niej, dawne lata wspominając.
Świat muzycznej popkultury wiele trup muzycznych próbował reanimować, by kasę na tym zarabiać. Gigantyczne pieniądze oferują każdemu z The Beatles (a już tylko dwóch ich zostało), Led Zeppelin czy The Doors. Nic z tego nie się udało i zapewne nie uda. A Szwedom się udało. 71-letnia Agnetha Fältskog, 74-letni Benny Andersson, 76-letni Björn Ulvaeus i 75-letnia Anni-Frid Lyngstad powrócili na muzyczny rynek. Ich muzyczny dorobek, tantiemy stale na konta wpływające, zapewniły im artystyczną swobodę. Mogli nagrać płytę prawdziwej Abby sprzed lat.
Z medialnych przekazów wiem, że marka Abba, która Szwecję upowszechniła lepiej w świecie niż Volvo czy Ikea, nie zamierza wracać na scenę jak The Rolling Stones. Podejrzewam, że dziewczynom z Abby, które wiek swój osiągnęły, nie chce się już skakać po estradach całego świata, nawet, gdy zaproponowane im kwoty będą gigantyczne. One swój skandynawski rozum mają.
Zapytajcie Ojca, zapytajcie Matki, zapytajcie Wnusia i Zięcia swojego oraz teściową Ukochaną. Mogą nie znać Szymanowskiego, Strawińskiego, Pendereckiego, mogą nie wiedzieć, kim jest innego gatunku muzykant. Ale Abbę znają. Take a chance on me, dajcie mi szansę – to jeden z największych szlagierów Abby. Sprzed ponad 40 lat! I Abba tę prawdę po latach przypomnieć zechciała.
Posłuchajcie nowej Abby. Albumu Voyage. A nadal ją kochać będziecie.
Bo kto nie lubi Abby, ten – po raz kolejny przypominam Wam – wiecie kim jest…
Dariusz Łanocha