Hej, tam letnicy! Pozdrawiam Was. Ślę życzenia do wszystkich ludzi zasłużonego wypoczynku, którzy moczą swoje spracowane, korporacyjne nogi w ciepłych wodach Zanzibaru, Tanzanii czy innego Bali. Raduję się z tymi Narodowymi Patriotami, którzy kraj Matek i Ojców wybrali jako miejsce odpoczynku, więc czas spędzają w nadbałtyckich mekkach: Sopocie, Pobierowie czy na Helu. Wiem, że tam tłoczno jest, wiem, tanio nie jest, ale na pewno wizytą na sopockim Monciaku znajomym zaszpanować na fejsie warto. Sercem także jestem z tymi, którzy górskimi szlakami jeszcze bardziej męczą zaharowane stopy, zdobywając szczyty Tatr lub Karkonoszy, gdzie w schroniskach widokami ładują akumulatory do kolejnego roku pracy.
Opisując Wasz czas relaksu, oficjalnie i niniejszym oświadczam. Ja Wam takich form wypoczynku nie zazdroszczę, a nawet nie zazdraszczam, co lepiej zrozumie żartobliwie usposobiona internetowa społeczność. Zazdrość jest mi obca, absolutnie. A wiecie dlaczego? Gdyż to Wy zazdrościć mi możecie, jak Pan Dariusz czas letniej kanikuły spędza. Wypełniony jest ten czas kulturą, w całkiem niezłym wykonaniu. A kultura, Wy już wiecie co, że ona dla mądrego człowieka wiele więcej znaczy, niż moczenie nóg w kosztownych wodach Hawajów.
Lipiec spędziłem więc z kulturą, zaoferowaną mi przez Krakowskie Forum Kultury. Zapewniam Was, w weekendy i w tygodniu było w czym wybierać i nogami przebierać, by to wszystko zobaczyć. Po raz XI KFK zorganizowało kultowy już festiwal Krakowskich Miniatur Teatralnych. W największym skrócie rzecz Wam opisując, organizatorzy zapraszają pod Wawel najlepsze ich zdaniem spektakle spoza krakowskich teatrów. I ta idea rokrocznie się sprawdza, co potwierdza frekwencja oraz ochy i achy na widowni, po wybranych i sprowadzonych przez KFK spektaklach. W tym roku też tak było, w czym sam aktywnie uczestniczyłem. Wielce Szanowną Małżonkę zabrałem do sporej sali Nowohuckiego Centrum Kultury na kameralny spektakl przywieziony przez prywatny warszawski Teatr Kamienica (aktora Emiliana Kamińskiego). Choć Wielce Szanownej zdarza się w takich sprawach czasem protestować, tym razem zgodziła się natychmiastowo i bez jakichkolwiek kobiecych fochów. Wystarczyło, że usłyszała tytuł sztuki Kobieta, która ugotowała męża. Choć zapewniła, że Ona taka nie jest, absolutnie, nigdy w życiu nie zamierza mnie ugotować, nawet po powrocie ze sztuki, gdyby była nieudana.
I tak się nie stało. Spektakl był udany, wyreżyserowany przez krakusa z Lublina, Tomasza Obarę, prześmiewczy wobec obu płci. Proporcjonalnie. Scenariusz (autorstwa Debbie Isitt) Wam w największym skrócie opisując, dotyczy tego, że On, podstarzały maczo, zamienić model żony postanowił na młodszy. Tej i tamtej obiecywał po wsze czasy całą swoją osobistą godność i życiowe poświęcenie. Gdy się o tym nawzajem dowiedziały, takiego chłopa w ramach wspólnie przygotowanej kobiecej zemsty, no, zgadnijcie co, co one z nim zrobiły po otruciu. Problem tylko pojawił się poważny, przy konsumpcji, gdyż młodszy model był na diecie. Pełno chichów i chachów (kobiet i mężczyzn!) było podczas tego spektaklu, także dzięki trójce aktorów, którzy scenę godnie rolami wypełnili. Dorota Chotecka (starszy model), Marta Chodorowska (młoda dietetyczka) oraz Jacek Lenartowicz (stary model, ugotowany za męską naiwność).
Oddany innym kulturalnym atrakcjom nie mogłem niestety zobaczyć w NCK Once, słynnego amerykańskiego musicalu, przygotowanego przez warszawski Teatr Roma. W zastępstwie posłałem córkę z narzeczonym. Wrócili zachwyceni, potwierdzając światowe opinie o tym musicalu. Potwierdził je też mój serdeczny komentator krakowskiej kulturalnej rzeczywistości, red. Andrzej Czapliński. W fejsbukowych relacjach, pod wspólnym hasłem, …A tymczasem w Krakowie, mocno chwalił zaprezentowany w ramach Miniatur Once.
Waszemu skromnemu felietoniście wypada w tej sytuacji zachwycić się czymś innym. W ramach kulturalnej atrakcji, serwowanej rokrocznie przez Krakowskie Forum Kultury, czyli Koncertów Promenadowych, obejrzałem w sobotnie przedpołudnie przedstawienie Na wycieczkę wyruszajmyprzygotowane przez Karolinę Patlę i Wiktorię Darmoń. Choć do dzieci adresowane było, a ja dziadersem raczej jestem, nadzwyczaj mi się ten występ podobał. Czy dlatego, że staruszkowie dziecinnieją, jak plotki głoszą? Nie wchodząc w tego typu dywagacje, od razu Was zachęcam: jeżeli gdziekolwiek dzieciom chcecie pokazać coś fajnego, coś intelektualnie, geograficznie i muzycznie rozwijającego, to szperajcie w różnych sieciach (np. Youtube, kanał Pomuzykujmy) za Rytmisiowymi Piosenkami. Projekt Karoliny Patli i Wiktorii Darmoń zaowocował już ślicznie wydaną płytą, koncertami, które mądrością muzyczną urzekają i nauczają. I starych i młodych. A prywatnie, było to dla mnie zaskoczenie, gdyż Karolinę Patlę znam od dwóch lat jako dyrygentkę senioralnego Chóru „Hejnał”, gdzie ujawnia talent dla innej publiczności. A tu, proszę, Karolina Patla i równie uzdolniona Wiktoria Darmoń upowszechniają kulturę dla dzieci na najwyższym aktorskim i muzycznym poziomie.
Kończę, bo i czas mojego wypoczynku nastał. Gumiaki już wymyte, by spracowane, starcze nogi nie ucierpiały zanadto po porannych podbojach lasów świętokrzyskich.
I nie wybieram się tam na niby, tylko na grzyby. A tych na Zanzibarze nie znajdziecie.
Dariusz Łanocha