Pierwszy raz zobaczyłem Piotra w sali teatralnej hotelu Morskie Oko w Zakopanem, gdy zapowiadał koncert Ewy Demarczyk… nawet nie pamiętam, który to był rok (ok. 1975), ale tajemnicza postać w czarnej pelerynie i kapeluszu zrobiła na mnie wielkie wrażenie, a koncert zachwycił! Nie przypuszczałem, że w niedługim czasie (za sprawą Marka Grechuty, z którym zacząłem grać w 1976 roku) trafię do Piwnicy pod Baranami i zostanę skrzypkiem Kabaretu. Przez Piotra byłem szanowany jako muzyk i właściwie nie otrzymywałem od Niego uwag – zawsze zastanawiałem się, jak to jest, że Piotr (nie mając wykształcenia muzycznego) ma takie „czucie artystyczne” i pomysły na interpretację piosenek? W czasie trwania kabaretów Piotr fascynował mnie układaniem programu, a właściwie ciągłą improwizacją, zależną od obecności artystów, reakcji publiczności, a jego refleks sytuacyjny i prowadzenie kabaretu z dzwoneczkiem w dłoni były niezapomniane. Doskonale nawiązywał bezpośredni kontakt z publicznością, a po programie rozmawiał z nieznanymi ludźmi jak z bliskimi znajomymi i żegnał się z nimi odprowadzając w środku nocy na uśpiony Rynek!
Niezwykłe dla mnie były wyjazdy z Kabaretem na koncerty zagraniczne (Arezzo, Kolonia, Paryż, Londyn, Zurich, Wiedeń i tzw. „trasy” po Kanadzie i USA). Piotr czuł się wszędzie dobrze – po prostu „Obywatel Świata”: wolny i niezależny. Ludzie go podziwiali i kochali, a On cieszył się rozmowami, biesiadami, poznawaniem ludzi… Podziwiałem jego wytrzymałość fizyczną – w podróży, na spektaklach, po występach… Oczywiście „ze wspomaganiem”, ale prawie bez snu! Kochał żyć i nie chciał tracić czasu na odpoczynek.
Można o Piotrze opowiadać wiele, przywoływać różne wspomnienia… Ja mam w głowie jeden piękny obraz z Piwnicy: kiedy Piotr, już bardzo chory, pojawił się niespodziewanie na sobotnim kabarecie (na przepustce z „Hotelu snów” – kliniki na ul. Skawińskiej), na scenie gościnnie występowała Agnieszka Osiecka (miałem to szczęście, że Agnieszkę też poznałem, dzięki Ani Szałapak i nawet graliśmy wspólne koncerty) – i widziałem w Jej oczach taką dziecięcą radość… A chwilę później tulili się do siebie wzruszeni, bez słów. Agnieszka odeszła w marcu 1997 roku, Piotr miesiąc później! Grałem Agnieszce na pogrzebie w Warszawie, Piotrowi w Krakowie, ale nie są to smutne wspomnienia, bo jak powiedziała Agnieszka o Piotrze: „On nigdy się nie urodził i nigdy nie umrze”. Za każdym razem odwiedzając Piotra na Rakowicach myślę o tym zdaniu i w głębi duszy cieszę się, że poznałem Jego wrażliwość, umiłowanie świata, szacunek do sztuki, uwielbienie kobiet i kwiatów, miłość do ludzi ale… to ten sam tajemniczy człowiek w czarnej pelerynie i kapeluszu, którego zobaczyłem prawie 45 lat temu na koncercie Ewy Demarczyk w Zakopanem.
(Grafika na podstawie zdjęcia Sebastiana Kudasa)
Michał Półtorak – legendarny piwniczny skrzypek, związany również z zespołami Marka Grechuty i Grzegorza Turnaua.