Wiek XXI będzie wiekiem religii, albo nie będzie go wcale” – stwierdził francuski pisarz Andrè Malraux. „Credo” – „wierzę” – odparł Krzysztof Penderecki.
W kościelnej tradycji chrześcijańskiej to centralna część mszy: Credo in unum Deum / Patrem omnipotentem / Factorem caeli et terrae / visibilium omnium et invisibilium. Jedno ze stałych ogniw missa, obok Kyrie, Gloria, Agnus Dei i Benedictus. W renesansie ta forma muzyczna była rodzajem sprawdzianu kompozytora i jego umiejętności umuzycznienia liturgii. Penderecki początkowo także miał napisać całą mszę dla wybitnego niemieckiego dyrygenta i interpretatora dzieł Bacha, Helmutha Rillinga. Ale kluczowa część rozrosła się do prawie pięćdziesięciominutowego samodzielnego utworu w dziewięciu częściach. Wykonywanego oczywiście podczas koncertów, często w świątyniach, ale nie w ramach obrzędów mszy świętej. Jak zwykł czynić to Mistrz, pierwsze nuty nowego utworu – jak wielu innych – postawił w Wigilię 1996 roku.
Krzysztof Penderecki i Helmuth Rilling, fot. z oficjalnej strony kompozytora
Gdyby zestawić razem Pasję i Credo znowu byłoby trudno zorientować się, że to utwory tego samego twórcy. Owszem, są soliści, chóry i orkiestra, chór dziecięcy intonuje w środku utworu Któryś za nas cierpiał rany, ale język muzyczny całkowicie inny. Nadal nie brak dramaturgii i zamaszystych ruchów, ale tym razem osiągniętych w inny sposób. Jesteśmy bliżej świata dźwiękowego Bacha, tonalnego i harmonicznego, jakby na nowo urządzonego. Tak jak radykalizm nut Pendereckiego w latach sześćdziesiątych XX wieku był powodem wielu krytycznych ocen za zbytni wyścig w przyszłość, tak teraz powrót do pewnych formuł i gestów muzyki wcześniejszych epok uznany został przez część krytyków za zbyt szybki odwrót w kierunku „tego, co już było”. Kompozytor zaczął już tę zmianę sygnalizować od – nomen omen – Przebudzenia Jakuba (posłuchaj), utworu skomponowanego w 1974 roku, podczas rytualnego urlopu w Jastrzębiej Górze (kilkadziesiąt lat w tym samym miejscu nad Bałtykiem). „To nie ja zdradziłem awangardę, to awangarda zdradziła muzykę” – powiedział w jednym z wywiadów.
Łaciński tekst ‘Credo’
Credo należy do grupy podobnych stylem i późnoromantycznym rozmachem kompozycji, takich jak VIII Symfonia „Pieśni przemijania”, Siedem bram Jerozolimy czy Powiało na mnie morze snów… Dla części krytyków był to niemalże „koniec” kompozytora, ale dla wielu melomanów – ponowne odkrycie twórcy Pasji. Miałem okazję wielokrotnie zobaczyć, jak ta muzyka Pendereckiego poruszała zwykłych ludzi, niczym III Symfonia „Symfonia pieśni żałosnych” Góreckiego czy Exodus Kilara. Kto będzie niósł ten kaganek w XXI wieku? Może trzej Pawłowie: Szymański, Łukaszewski, Mykietyn?
Krzysztof Penderecki i Henryk Mikołaj Górecki w 1960 roku, fot. z oficjalnej strony kompozytora
Rozważaniom na temat muzyki liturgicznej i sakralnej poświęcono już niejedną księgę i niejedno pióro się nad tym tematem złamało. Czy „muzyka wiary” powinna funkcjonować wyłącznie w obrębie mszy, czy może odnaleźć się w sali koncertowej? Czy ciekawsza jest Msza Piotrowińska Moniuszki czy Missa elettronica Schaeffera? Czy kompozytor piszący muzykę religijną sam musi być mocno wierzący, czy jak u Styki, lepiej Pana Boga i muzycznie malować dobrze, a nie na kolanach? Krzysztof Penderecki raczej zmagał się z Bogiem: „Mój dziadek nie wychodził z domu bez książeczki do nabożeństwa. Mama również była bardzo pobożna. W takiej atmosferze dorastałem. Jak przyjechałem do Krakowa na studia, nie chciałem mieć z tym do czynienia, ale to później wraca. Wróciło i już tak zostało. Myślę, że atmosfera domu była bardzo ważna. Inaczej bym chyba nigdy nie pisał muzyki sakralnej […] Myślę, że przez moją muzykę pozostałem wierzącym”.
Przywołany na początku Andrè Malraux, który przez pewien czas niósł tekę francuskiego Ministerstwa Kultury, powiedział w jednym z wywiadów: „Jeśli chcemy budować nadal dobre statki, musimy w ludziach podsycać miłość do żeglowania”. Myślę, że Pendereckiemu udało się jedno i drugie.
Andrzej Łaciak
#MistrzPenderecki