Piotr S.
W parę dni po uroczystości nadania Piotrowi Skrzyneckiemu honorowego obywatelstwa miasta Krakowa próbuję ustalić, co podczas obchodów na cześć mego wieloletniego przyjaciela zrobiło na mnie największe wrażenie. I dochodzę do wniosku, że przede wszystkim ta wyrażona oklaskami i kwiatami wdzięczność Krakowa za to, że zaistniał w życiu miasta.
Mówi się w związku z nim o poczuciu wolności, jakie dawała Piwnica w czasach zniewolenia. I to jest prawda. Mówi się o jego niezależności i odwadze, z jaką przeciwstawiał się wszelkim rygorom, nakazom, konwencjom i regułom. To także jest prawda. Ale moim zdaniem dar największy, jaki nam ofiarował, wynika z jego bezinteresownej potrzeby Świętowania, z magicznej umiejętności rozniecania wokół radości, światła i ciepła Święta. Gromadzi, jak kiedyś szamani, kapłani, czarownicy, cadykowie, wokół siebie ludzi i z obcych sobie tworzy wspólnotę w śmiechu, wzruszeniu, wzajemnej życzliwości. Umie, jak powiedzieliby psychoterapeuci, rozbudzać w grupie emocje pozytywne.
Wspólne Święto było ludziom zawsze potrzebne jak powietrze. Chroniło przed strachem, ciemnością i samotnością, dawało poczucie siły i bezpieczeństwa. Ale niestety minął czas misteriów dionizyjskich, uniesień chrześcijańskich, chasydzkich pląsów, a nawet żarliwych, patriotycznych manifestacji i wzruszeń. Kto dzisiaj umie jeszcze świętować? Poza kibicami sportowymi. Poza wojakami po przysiędze. Poza tymi wszystkimi, którzy coraz częściej poczucia wspólnoty szukają w gromadnej agresji. Kiedyś z pietyzmem obchodzone doroczne religijne obrzędy wyznaczały rytm roku, dziś nawet obchody Bożego Narodzenia, Wielkanocy coraz częściej zamieniają się w męczący, kulinarno-towarzyski obowiązek. Zagonieni, zaaferowani coraz częściej zapominamy o rytuałach, choćby świeckich, o celebrowaniu tradycyjnych obyczajów, dzięki którym czas nabierał smaku i zapachu, nie uciekał jak chlorowana woda z nieszczelnego kranu.
Na pustym obszarze nudnych, męczących, powszednich siedmiu dni tygodnia pozostał Piotr ze swoją świeczką i dzwoneczkiem. By udowadniać nam, że tylko od nas zależy, by środa zamieniła się w niedzielę. Nie martwi się o jutro. Żyje tu i teraz. Zamienia nasze ziemskie życie przynajmniej na chwilę, przynajmniej na jedną noc, jak ta spędzona niedawno w Teatrze im. Słowackiego, w niebiańskie trwanie pełne nieziemskiej harmonii.
Nie zna pojęć powaga i praca, choć bezustannie jest w ruchu, ciągle szalenie zajęty, w wielu miejscach naraz. Nie absorbuje swoimi problemami. Ma czas dla innych. Uczy nas cieszenia się tym, co nas otacza i tym, co nam życie niesie. Nie ma żadnych ziemskich potrzeb. Ani ziemskich aspiracji. Nie obchodzą go pieniądze, kariera, sława. Lubi śmiech, muzykę, kwiaty, blask świec.
Świece. Światło. Święto. Świętość. Jak blisko siebie są te wszystkie słowa!
(Tekst opublikowany w czasopiśmie „Salwator i Świat” w 1994 roku)
Grafika na podstawie zdjęcia Sebastiana Kudasa
Joanna Olczak-Ronikier – pisarka, scenarzystka, współzałożycielka Piwnicy pod Baranami. Laureatka Nagrody Literackiej „Nike” (2002 rok).
fot. z archiwum Piwnicy pod Baranami
fot. z archiwum Piwnicy pod Baranami