Z nadzwyczajną radością od razu Was informuję, że zmierzę się dziś z Wielkością. Wielkości, jak się domyślacie, łatwe w opisywaniu nie są. One wymagają intelektualnego skupienia, naukowego przygotowania, uwzględnienia odpowiedniego religijnego kultu, mądrości, wiedzy, talentu pisarskiego. Oraz oczywiście poważnej mądrości domagają się wszelkie Wielkości, gdyż one na to absolutnie zasługują. Poważne osobowości nie życzą też sobie felietonowej „dowciapności”.
I w świat taki właśnie wkraczam. Napisać Wam bowiem chcę i pragnę – przez nikogo nieprzymuszony – o świętej pamięci Obywatelu, który nazywał się Marek Pacuła. A skłonił mnie do spełnienia zamiaru takiego, pierwszolistopadowy, smutny weekend, podczas którego w całości zaliczyłem księgę Marek Pacuła, satyryk z własnym tekstem. Biografia artystyczna.
Prawdziwa cnota krytyk się nie boi. Więc od razu ujawniam. Autorem księgi jest Andrzej Pacuła, brat artysty, co w czasie powszechnej walki z nepotyzmem absolutnie dziwić nie powinno.
Pisanie o starszym bracie łatwe nie jest. Ono wymaga odpowiedniego dystansu, pokory, a to przyjemne być nie musi. Szczególnie, gdy ten starszy miał być poważnym, wzorce życiowe młodemu dawać. A wyszło, jak wyszło, w sumie nieźle. Młody Pacuła na ludzi wyszedł, skoro tak fajną książkę o starszym bracie spłodził.
W przeciwieństwie do wielu innych, którzy dziś szczycą się znajomością z Markiem Pacułą, ile to imprez kulturalnych z nim spożywali – ja Wam napiszę szczerze, jak i brat w tej księdze brata opisał. Ja z Markiem Pacułą słowa w życiu nie zamieniłem ani żadnej lampki nie wychyliłem, gdy nawet setką była. Co nie oznacza, że myśmy o sobie nawzajem nie wiedzieli. Oj, wiedzieliśmy. Bo ja, jak Pacuła, w Bochni się wychowywałem i przy Kapelance mieszkam.
Młodzieży koniecznie wytłumaczyć powinienem, kimże ów mityczny dla mojego pokolenia Marek Pacuła był. W skrócie więc Wam piszę. Marek Pacuła był: bochnianinem (gdyż w Bochni młodość twórczo spędził), żaczkowcem (gdyż w akademiku Żaczek długo mieszkał), satyrykiem (gdyż satyry pisał), konferansjerem (gdyż różne sztuki na wielu scenach zapowiadał, reżyserem scenicznym (gdyż wiele teatrów reżyserował), kabareciarzem (gdyż liczne kabarety wspierał i prowadził), kronikarzem (gdyż wiele zdarzeń w kajecikach zapisywał), radiowcem (gdyż setki programów w Radio Kraków i Trójce przygotował), telewizyjnym idolem (gdyż kultowe, radiowe Spotkania z Balladąwymyślił w Trójce, a do telewizji przeniósł), pisarzem (gdyż wiecznie coś pisał, choć nie zawsze długie to było), poetą (gdyż wiersze klecił z wersem, werwą i pointą), animatorem kultury (gdyż setki kulturalnych imprez inspirował), myślicielem (gdyż wiecznie myślał nad sensem życia i życiem bycia bez przytycia), lewicowcem (gdyż serce biło mu po lewej stronie i los klasy robotniczej był mu nieobojętny), emigrantem (gdyż kilka lat w USA spędził), solidarnościowcem (gdyż powrót wolnej Polski wspomagał w 1989 roku), eremefowcem (gdyż był w gronie pomysłodawców radia RMF), ideowcem (gdyż dzień w dzień jakaś idea na lepsze życie w nim się rodziła), bałaganiarzem (gdyż gubił się w rozpoczętych projektach i nie zawsze posprzątanym mieszkaniu), wychowawcą (a uczniów jego wielu!).
Uff, zmęczenie mnie dopadło, gdy wszystkie role Marka Pacuły przyszło mi Wam przypomnieć. A przecież nie napisałem jeszcze o tym, że Marek Pacuła był także piwniczaninem (gdyż prowadził koncerty Piwnicy pod Baranami). Pacuła był także bratem (a pięcioro ich było), mężem (redaktor Barbara Natkaniec, opiekunka do ostatnich chwil potwierdzi), ojcem (synów dwóch).
Marek Pacuła był także krakusem z krwi i kości. I takim pozostał, gdy jego partner w konferansjerce, Krzysztof Materna, do stolicy się udał, by tam jakże udaną karierę robić przez lat wiele. Zwieńczona ta kariera została posadą wicedyrektora… krakowskiego Teatru Bagatela, w którym Materna wystawia sztuki niebagatelne, markę sceny przywracając do łask. Ale to już inna opowieść jest.
Czytam tę ślicznie wydaną opowieść o życiu Marka Pacuły, czytam bo warto. Swoim poczuciem humoru bliski mi jest Marek Pacuła niezwyczajnie, gdyż to humor Mrożkowy jest, niestety, nie dla wszystkich pojętny. A ja w dniu urodzin Mrożka się urodziłem, czyli 29 czerwca. Czytam, bo wszystkie opowieści o życiu Marka Pacuły w latach 60. i 70., i 80. są także kroniką tego, jak wspaniałe były to lata w polskiej kulturze.
Marek Pacuła, bohater tych lat, 30 marca 2013 roku doznał udaru mózgu. Wytrwał w tym stanie do roku 2017. Do ostatnich życia chwil, choć niełatwe one były, pisał, dzielił się słowem, już mniej dowcipnym. „Czas przemijania jest dla nas czasem zwycięstwa, że jeszcze możemy go dotykać. Zatem, niech będzie dla Was szczęśliwym…” – taką sentencję przekazał Przyjaciołom z łoża, na którym lata spędził.
Nic Wam więcej o Marku Pacule, postaci nietuzinkowej absolutnie, pisał nie będę. Sami ją poznajcie, dzięki Andrzejowi Pacule i jego dziełu.
Szukajcie tego dzieła gdzie tylko się da, (jest w Bibliotece Kraków), a szczęśliwsi i mądrzejsi będziecie.
Dariusz Łanocha