Tydzień po katolickiej Wielkanocy czas na Prawosławie. Dlaczego bracia kościoła chrześcijańskiego obchodzą to najważniejsze także i dla nich święto z przesunięciem o siedem dni? Różnica wynika z zastosowania dwóch kalendarzy: juliańskiego (stworzonego za Juliusza Cezara) i gregoriańskiego (wprowadzonego za papieża Grzegorza XIII). Kościół prawosławny pozostał wierny zaleceniom I Soboru powszechnego z 325 roku, zgodnie z którymi Pascha chrześcijańska nie może być obchodzona przed starotestamentową, ani razem z nią.
Jutrznia w kościele katolickim jest częścią liturgii godzin, ale w Wielkanoc nazywa się ją mszą świętą rezurekcyjną z tradycyjną procesją. Z reguły celebrowana jest w niedzielny poranek, choć są miejsca w Polsce, w których – zgodnie z tradycją – procesje rezurekcyjne odbywają się bezpośrednio po sobotniej Wigilii Paschalnej. W Jutrzni prawosławnej wierni spotykają się w nocy z soboty na niedzielę, aby wziąć udział w pierwszym nabożeństwie na długo przed wschodem słońca.
Nie ma wątpliwości, że Utrenija Krzysztofa Pendereckiego jest kontynuacją Pasji, choć chodzi wyłącznie o wątek tematyczny i dramaturgiczny, muzycznie i językowo od razu jesteśmy pod Konstantynopolem. Jesteśmy także w innym miejscu „theatrum”: Passio et mors Domini nostri Jesu Christi secundum Lucam kończy się opłakiwaniem i nadzieją, Utrenija – ressurectio i zwycięstwem.
Teksty liturgiczne ‘Jutrzni’ w języku starocerkiewnosłowiańskim
„Jutrznia to nie jest wyłącznie skupiona modlitwa, lecz zarazem ekstaza. My jednak tak ekstatycznie nie przeżywamy Zmartwychwstania” – powiedział kompozytor. Składający się ze skomponowanych początkowo oddzielnie dwóch ogniw utwór (I – Złożenie Chrystusa do grobu, II – Zmartwychwstanie) został ukończony w całości po pięciu latach od stworzeniu katolickiej opowieści o męce Pańskiej. Całość została prawykonana w tej samej katedrze w Münster, gdzie po raz pierwszy publiczność usłyszała Pasję i w ten sposób historia zatoczyła koło. Tak Pendereckiemu udało się połączyć trzy tradycje religijne i muzyczne – kto mógłby przypuszczać, że to Polak w kraju Bacha wykona taki ekumeniczny gest?
Andrzej Markowski (dyrygent) i Krzysztof Penderecki podczas prób do prawykonania, 1971, Münster, fot. z oficjalnej strony kompozytora
Znana już teatralność muzyki Pendereckiego w Jutrzni uzyskała dodatkowy wymiar – teraz doprawdy czujemy zapach świec i zimno kamienia. Psalmy bassi profondi – najniższych głosów męskich – wydobywają się niczym z czeluści ziemi. Szepty i krzyki mieszają się z dźwiękami dzwonów i kołatek. „Widzimy” całun Chrystusa, wyniesiony na środek cerkwi. Temperaturę podkręcają poetyckie zawołania: „Tak jak ginie dym – niech zginą, tak jak wosk w obliczu płomienia, tak niech zginą grzesznicy!”. Zygmunt Mycielski pisał w recenzji, że to obrzęd, a nie oratorium.
Kompozytor już wiedział, jak skomponować taki utwór, był zafascynowany Prawosławiem i znał kulturę Bułgarii, Rosji czy Serbii. Ojciec – Tadeusz – był Grekokatolikiem i zabierał czasami syna do cerkwi. Echa tego wrócą jeszcze w późniejszych i okolicznościowych trzech utworach: napisanej na 60. urodziny wybitnego, rosyjskiego wiolonczelisty Mścisława Rostropowicza Pieśni cherubinów, w Hymnie do św. Daniela – na 850. rocznicę założenia Moskwy i w opracowaniu De profundis z Siedmiu bram Jerozolimy z tekstem starocerkiewnym.
Ikona św. Mikołaja z ramą Jerzego Nowosielskiego, Cerkiew pw. Zaśnięcia NMP w Krakowie, fot. M. Curzydło
Dom w rodzinnej Dębicy był rozmuzykowany i rozczytany, więc Penderecki chłonął wszystko jak gąbka. Wspominał: „Całe moje zainteresowanie obszarem śródziemnomorskim, literaturą grecką i rzymską – to wszystko wyniosłem z domu. Za sprawą mojego dziadka i ojca”. Ponieważ babcia była Ormianką, a dziadek Niemcem – nazywał siebie czasami „hybrydą”. Wspominał także, że w tym małym galicyjskim mieście był tylko jeden kościół katolicki i pięć synagog. Chyba tylko w takich okolicznościach rodzi się tolerancja i ekumenizm.
„Pojem Twoju, Christie, spasitielnaju stràst’ i slawim Twoje woskriesienije!”
Andrzej Łaciak
#MistrzPenderecki