Kompozycja Pendereckiego z 1963 roku znana już tylko znawcom. Dzisiaj nazwalibyśmy ją słuchowiskiem radiowym, choć pierwsza publiczna prezentacja utworu odbyła się w Sali kameralnej Filharmonii Narodowej w Warszawie, na koncercie zorganizowanym przez PWM. Recytacja Tadeusza Łomnickiego połączona z materiałem dźwiękowym – zrealizowanym w Studiu Eksperymentalnym Polskiego Radia i zilustrowanym niebieskimi i czerwonymi reflektorami – wywarła na słuchaczach skrajne wrażenia.
Studio Eksperymentalne Polskiego Radia, fot. archiwum PR
Utwór osobisty, temat poważny, tytuł wstrząsający. Tekst zaczerpnięty został ze wspomnień Leona Weliczkera z dziennika więźnia Sonderkomando 1005, zmuszonego do pracy w nazistowskim Obozie janowskim pod Lwowem przy paleniu zwłok. Tekst porażający, chłodno kronikarski, ale opowiadający o tak makabrycznych wydarzeniach, że aż trudno w to uwierzyć. Utwór, zamówiony przez Polskie Radio na dwudziestą rocznicę wyzwolenia obozu w Auschwitz, wywołał jednak szereg negatywnych ocen, zanim pojawił się na antenie rozgłośni. Zygmunt Mycielski w recenzji dla „Ruchu Muzycznego” nazwał utwór „pomyłką”, Jarosław Iwaszkiewicz widział „w wątpliwej deklamacji przy akompaniamencie wątpliwej muzyki” słuchowisko „przerażające w swoim barbarzyństwie i przekraczające wszelką wytrzymałość”. Wielu słuchaczy uwierała sytuacja koncertowa prezentacji utworu – „stoimy między trupami, noga przy nodze, przy skrzepach krwi” kontrastowało za bardzo z wyściełanymi fotelami Filharmonii.
Praca więźniów w Obozie janowskim w 1942 roku
Tymczasem dla kompozytora była to bezpośrednia, mocna i prawdziwa reakcja na wydarzenia z dzieciństwa – gdy wybuchła II Wojna Światowa Penderecki miał ledwie 6 lat, w rodzinnej Dębicy, w której Żydzi stanowili dwie trzecie mieszkańców, widział egzekucje na żywo: „Nasze podwórko wychodziło właśnie na jeden z domów modlitwy. Wokół były same żydowskie kamieniczki […]. Ja się z nimi bawiłem… I później na naszych oczach…”.
Kompozytor powrócił jeszcze dwukrotnie do tematyki Holokaustu: komponując w 1967 roku oratorium Dies irae na odsłonięcie pomnika ofiar faszyzmu w Auschwitz oraz w Polskim Requiem, dedykując Quid sum miser – Bohaterskim powstańcom getta 1943 (77. rocznica wybuchu powstania była obchodzona 19 kwietnia). Największym muzyczny hołdem dla narodu izraelskiego jest natomiast VII Symfonia „Siedem bram Jerozolimy”, napisana na rocznicę 3000 lat świętego miasta.
Odsłonięcie Międzynarodowego Pomnika Ofiar Obozu Auschwitz 1967 r., fot. PAP/CAF/Z. Matuszewski
Wróćmy na chwilę do Brygady śmierci, gdyż z tą kompozycją wiąże się jeszcze jedna ważna polska instytucja: Studio Eksperymentalne Polskiego Radia, utworzone przez Józefa Patkowskiego, istniejące od 1957 do 2004 roku. To był tygiel eksperymentów, nowych pomysłów i nowych brzmień oraz odpowiedź na tworzące się studia w Paryżu czy Kolonii. Generatory tonów prostych czy magnetofony i stół mikserski przypominały duże szafy (dzisiaj wszystko mieści się w jednym „Jabłuszku”), ale w małym, designerskim studiu sześć na sześć metrów kwadratowych, powstały ilustracje dźwiękowe do słuchowisk radiowych, muzyka teatralna, filmowa (część Rękopisu znalezionego w Saragossie), a nawet umuzycznienie choreografii. Najważniejsze jednak utwory to napisane głównie na taśmę, począwszy od Etiudy konkretnej na jedno uderzenie w talerz Włodzimierza Kotońskiego, poprzez niezwykłą i niesamowitą Mszę elektroniczną Bogusława Schaeffera czy Ekecheirę Krzysztofa Pendereckiego, stworzoną na zamówienie Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego na otwarcie igrzysk w Monachium w 1972 roku (przerwanych brutalnie przez zamach na izraelską drużynę sportową).
Krzysztof Penderecki w Studiu Eksperymentalnym Polskiego Radia, fot. z oficjalnej strony kompozytora
Po głośnym prawykonaniu Brygady śmierci w Warszawie w styczniu 1964 roku i miażdżącej krytyce, jaka spadła na kompozytora – nawet organizator koncertu, dyrektor PWM Tadeusz Ochlewski uznał to za błąd – Penderecki na wiele lat wycofał utwór z obiegu. Ale w 2011 roku kompozycja pojawiła się ponownie na „Warszawskiej Jesieni’, dzięki wyciągnięciu z czeluści zapomnienia przez ówczesnego dyrektora festiwalu Tadeusza Wieleckiego. Tym razem reakcja publiczności była zupełnie inna. Penderecki stwierdził: „Oczywiście utwór działa jak uderzenie młotkiem w głowę, ale tego nie dało się uniknąć. O to właśnie mi chodziło”.
Andrzej Łaciak
#MistrzPenderecki