Pamiętam to bardzo dobrze, jak dziś. Był 1965 rok. Wszedłem do Piwnicy pod Baranami i słucham – a tu Piotr Skrzynecki dedykuje mi piosenkę. Bywałem tam wtedy częściej, ale raczej zostawałem przy barze, nie znaliśmy się wcale. Wtedy akurat zagrałem kapitana Wyganowskiego w Popiołach Andrzeja Wajdy. To był mój debiut filmowy, myślałem zresztą, że bardzo zły. Tak naprawdę oczekiwałem, że kiedy dyrektor Starego Teatru zobaczy ten film, zwolni mnie, bo po co miałby takiego kiepskiego aktora trzymać. No, ale okazało się, że ta rola wypadła całkiem dobrze, a nawet bardzo dobrze – spodobała się więc i panu Piotrowi, i dlatego mnie zauważył. Powiedział ze sceny: „Ta piosenka jest dla pana Jana”. I tak już między nami zostało – przez 30 lat byliśmy per pan: Pan Piotr mówił „panie Janie”, bo nie znał mnie za bardzo, a ja też nie wyobrażałem sobie, żebym mógł mówić do niego inaczej niż „panie Piotrze”. Potem uznaliśmy, że ta forma najlepiej nam odpowiada.
Pan Piotr był narkomanem rozmowy i przez to miał wpływ na mój odbiór świata i na moje decyzje. Zaczynaliśmy rozmowę wieczorem, jak wracaliśmy z Budapesztu pociągiem, kontynuowaliśmy w południe, jadąc do Krakowa, potem jeszcze całą noc już na miejscu, a potem jeszcze na balkonie przez cały dzień. W końcu zdrzemnęliśmy się godzinę, żeby dalej znów rozmawiać. Rozmowa niesłychanie rozwija, bywa aktem twórczym, podobnie jak lektura. Można coś usłyszeć, wypowiedzieć się. Choć podobno nie z aktorami – tak uważał pan Piotr. On mi powtarzał, że z aktorami się nie sypia, nie jada i nie rozmawia, można ich tylko czasami podziwiać. Jego stosunek do mojego aktorstwa był złożony. „Ja pana lubię jak konwalie, a konwalie bardzo lubię. Ale aktorem jest pan formalnym”. To nie był komplement, raczej negacja. On chyba jednak nie cenił mojego aktorstwa, ale mnie to nie przeszkadzało.
Mnóstwo jego zachowań irytowało mnie okropnie. Pan Piotr cechował się brakiem umiaru, również w kwestii talentów. Za duża zdolność do interesów, za duża zdolność do języków, za dużo inteligencji. Wymęczył mnie nadmierną ciekawością. Denerwował, bo mnie okłamywał. Ale ja jego też, jak się dało. Posługiwaliśmy się fikcją, która ma to do siebie, że działa w interesie zarówno opowiadającego, jak i słuchacza. Jednak opowiadanie nieprawdy było naszą specjalnością – skoro była tylko piękniejsza od prawdy…
Potrafiliśmy sobie wymyślić temat wieczorem – np. filmy Wajdy. Ja mówiłem krytycznie, on mówił z zachwytem. A potem zamienialiśmy się rolami. Najzabawniejsze było, jak pan Piotr był przygotowany, żeby mówić „na tak”, a ja zaczynałem piać z zachwytu – wtedy on się gubił.
Nikt już taki nie będzie, wyjątkowej przyjaźni nie da się powielić. Kiedy umarł, ponad cztery lata pisałem do niego listy, bo nie mogłem sobie dać rady z tęsknotą za naszymi wieczorami, nocami i porankami. Nie mogłem się pośmierci pana Piotra odnaleźć.
(na podstawie wywiadu w „Gazecie Wyborczej”, kwiecień 2017)
(grafika na podstawie zdjęcia Sebastiana Kudasa)
Jan Nowicki – jeden z najpopularniejszych polskich aktorów teatralnych (przez lata związany z krakowskim Teatrem Starym) i filmowych (legendarny „Wielki Szu”). Pisarz, felietonista, autor tekstów piosenek.
Piotr Skrzynecki i Jan Nowicki, fot. Nina Wojtan-Wolf